Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 22 maja 2012

"Romeo i Julia" nie całkiem na serio


ROMEO I JULIA NIE CAŁKIEM SERIO

Występują: Julia Kapuletti, Romeo Monteki, Parys, Narrator, Samsona i Grzegorz –przyjaciele Kapulettich, Abraham i Baltazara – przyjaciele Montekich, Benvolia – przyjaciółka Romea, Tybalt (kuzyn Julii), pan Kapuletti, pani Kapuletti (rodzice Julii), służąca Julii, ojciec Laurenty, pan Monteki (ojciec Romea), Merkucjo –przyjaciel Romea)

Scena: w tle zamki, domy, zabudowania, może brukowana uliczka, z prawej strony sceny wielkie drzwi balkonowe, przed nimi balkon (skrzynia) ozdobiony sznurem kwiatków, kwiaty obok (ogród), z lewej strony sceny – dom Kapulettich (wnętrze do sceny balu) – stoły

SCENA I
Wchodzą na scenę rozmawiając już po drodze, Grzegorz i Baltazara. Ubrani odświętnie, on w garniturze, ona w „mundurku” na gala. Piękni, młodzi, doskonali. Rozmawiają o Montekich
Grzegorz: Naprawdę, to już lekka przesada! Słychać oburzenie w głosie To przechodzi wszelkie granice przyzwoitości!!! Słyszałaś co znowu wyprawiali ci Monteki? Mówię Ci, to się kiedyś musi ostatecznie rozstrzygnąć. Albo my albo oni!!!
Samsona: Masz rację! Dawno już nikt tak nie oczernił nazwiska Kapuletti. Już dawno temu mówiłam tej małpie Benvoli od Montekich, że pora z tym skończyć. Ale wiesz ,jaka ona jest. Zawsze chciałaby wszystko załatwić, załagodzić. A tak się po prostu nie da!!! Monteki to zwykłe gnidy, które trzeba wytępić!!!
Na te słowa wchodzi Abraham z Baltazarą. Ubrani w skórę, łańcuchy, typ „niegrzecznych”, „metalowców”, wytarte dżinsy, kolczyki itp. Gdy zbliżają się powoli to środka sceny, Samsona cały czas rozmawia z Grzegorzem. Wszyscy patrzą na siebie kątem oka, z niechęcią, wręcz z nienawiścią
Grzegorz: zauważa wchodzących, szturcha Samsonę Zobacz!!! Znowu ci Monteki! Czego tu chcą? To nasz teren. Szukają zwady?
Samsona stara się go powstrzymać w gniewie Spokojnie! Pamiętaj, że obiecaliśmy Kapulettim ich nie zaczepiać, bo znowu wszystko będzie na nas.
Grzegorz: Przecież nic nie mówię. Ale jak samo będą się dopraszać lania to nie odmówię i głośno  tak by przybysze słyszeli dodaje modulowanym, wyniosłym tonem Ci Monteki to doprawdy…. Kto by uwierzył, że to też ludzie… Monteki nie reagują, ale widać, że słyszą, zaczynają się denerwować A słyszałaś, że podobno jedzą prosto z miski i to bez użycia łyżki czy widelca??? Grzegorz specjalnie zaognia atmosferę Ach, gdybym tylko ich spotkał, to powiedziałbym…
Przerywa mu Abraham, wściekły, cały się gotuje w środku zbliża się z Baltazarą do Kapulettich
Abraham: To co byś powiedział??? podsuwa mu rękę pod nos No co?
Grzegorz: udaje, że nie wie o co chodzi Ja??? Nic! Samsono, czy ja coś mówiłem o tych wszach Montekich?
Baltazara: groźnie Do nas pijesz?
Grzegorz: Ja piję??? O tej porze dnia – nigdy!
Abraham: Ty, nie rób z nas balona!!!
Samsona: Balona nie, ale może w konia?
Abraham i Baltazara wyciągają spod kurtek kije, kastaniety, itp., Grzegorz i Samsona również wyciągają noże sprężynowe itp. Rzucają się w swoją stronę, gotowi na atak W tym momencie wchodzi, a właściwie wbiega Benvolia ubrana tradycyjnie, zgodnie z wymogami epoki, ale trochę awangardowo, np. do sukni glany albo skórzana kurtka, wpada między zwaśnionych
Benvolia: Przestańcie wariaty! Sami nie wiecie, co robicie próbuje ich powstrzymać
Wchodzi Tybalt ubrany klasycznie jak na młodzieńca z tamtej epoki przystało, przy boku miecz
Tybalt: Co? Z nagim mieczem pośród tych zajęcy? Zwróć się Benvolio, z mych rąk czekaj śmierci! Wydobywa z pochwy miecz
Benvolia: Włóż miecz do pochwy albo razem ze mną staraj się ludzi szalonych rozdzielić.
Tybalt: Z dobytym mieczem o pokoju prawisz? Tak nienawidzę z twych ust słów pokoju, jak piekła, ciebie i rodu Monterów. Nie ujdziesz teraz. Broń się podły tchórzu!
Wszyscy walczą. Benvolia ucieka za scenę,
a za chwilę słychać sygnał wozu policyjnego i policyjnego gwizdka. Walczący uciekają. Za chwilę wchodzi ponownie na scenę Benvolia
Benvolia: Poszli w końcu sobie! Szaleńcy! Lecz gdzie Romeo? Dzięki ci o Boże, że bez udziału w tym groźnym był sporze!!!
Wchodzi Romeo, ubrany podobnie jak Monteki: skóra, glany łańcuchy itp.
Benvolia: Witaj stary druhu! Ktoś marnie wygląda. Patrzy na Romea z ciekawością Twe chwile jakiż żal przeciąga?
Romeo: Brak tego, co by skrócić mi je mogło
Benvolia: Czy miłość?
Romeo: Brak jej
Benvolia: Jak to, brak miłości?
Romeo: Tej obojętność, którą pokochałem.
Benvolia: Ach czemuż miłość, na pozór tak piękna w rzeczywistości sroga tak i twarda!
Romeo: Miłość to dym jest spłodzony westchnieniem;/W szczęściu – jest w oczach błyszczącym płomieniem,/w męce – jest morzem, karmionym łez rzeka;/ Jest i mądrością miłość – szalejącą/ Zatruta żółcią, słodyczą leczącą.   Ach, szkoda gadać. Macha ręką Bądź zdrowa kuzynko! Odchodzi, za nim Benvolia
SCENA II
Wchodzą na scenę pani Kapuletti i pan Kapuletti – stroje tradycyjne. Wołają Julię wchodzi Julia
Julia: Słucham, mamo, tato! Kłania się przed rodzicami
Pan Kapuletti podchodzi do Julii, głaszcze ją z czułością po głowie, mówi do żony z wyrzutem: Kapciu! Kochanie! Przecież ona ma dopiero 14 lat!!!
Julia: O co chodzi?
Pani Kapuletti: Damy wysokiej w Weronie powagi,/ młodsze od ciebie, a są już matkami;/ i jam już była z hrabią moim matką/ w tych latach, w których ty jesteś dziewicą./ żeby się w tej sprawie zbyt się nie rozciągać/ waleczny Parys prosi o twą rękę./ Na balu naszym ujrzysz go dziś wieczór/ w twarzy Parysa rozczytaj się księdze,/ w dziele piękności piórem nakreślonym/ rozważ jak w rysach pięknego oblicza/ jeden drugiemu piękności użycza/. Czy może Parys jakie mieć nadzieje?
Julia: Jeśli w spojrzeniu miłość rozetleje,/ Choć nie przelecą ciekawe źrenice,/ za twoją wolą wskazane granice. „dyga” przed rodzicami i odchodzi, rodzice za nią
SCENA III
Trwają przygotowania do balu. Na scenie pojawia się pan Kapuletti wydaje polecenia, Samsona i Grzegorz podają owoce, kładą na stole obróz, naczynia itp. Pan Kapuletti nad wszystkim czuwa, w końcu zadowolony kiwa głową i odchodzi z wszystkimi ze sceny. Po chwili słychać muzykę – nowoczesne dyskotekowe przeboje, pojawia się znowu Grzegorz, Samsona, rozmawiają ze sobą trochę tańczą, waza z ponczem, potem oni odchodzą i Grzegorz nalewa jej ponczu, wchodzą państwo Kapuletti, potem Tybalt, z boku wchodzą Romeo i Merkucjo (trzeba trochę ściszyć muzykę)
Merkucjo: Romeo! No nie przesadzaj! Tyle panienek na świecie, a ty stękasz i jęczysz do jednej! Naprawdę nie wiem, co cię napadło! Przecież jeszcze niedawno wspominałeś coś o Rozalce. Chodźmy! Kapuletti robią imprę. Pewno sami nas nie zaproszą, ale mam pomysł jak się tam dostać. Podnosi ( z ziemi?) dwie maski i przykrywa swoją twarz: Maska na maskę! Co mi teraz znaczy, / że wzrok ciekawy ułomności śledzi? Niech ta maska teraz rumieni się za mnie podaje drugą Romeowi i wchodzą na bal, trochę krążą po Sali balowej, wchodzi Julia, podaje rękę jednemu z gości
Romeo zauważa Julię: Któż to? Ach, jak od wszystkich świateł jaśniej płonie!/ Piękność jej wisi na ciemności łonie/ Jak perła droga w uszach Etiopa;/ Dla biednej ziemi zbyt kosztowne lica/Zbliżę się, niechaj dotknięcie jej ręki / błogosławieństwo najemna roztoczy/ Kochałem dotąd? O nie! Moje oczy/ prawdziwe pierwszy raz ujrzały wdzięki
Tybalt rozpoznaje Romea po głosie: To głos Monteka, jeśli się nie mylę/ Co? Toż ten niewolnik,/śmiesznej postaci maską przyodziany/ z naszego święta przychodzi tu szydzić? Chce wyciągnąć miecz widzi to pan Kapuletti podchodzi do TYbalta:
Kapuletti: Czego się tak pienisz Tybalcie? Ze stu kilometrów widać, że ktoś ci za skórę zalazł?
Tybalt: Ten w masce wskazuje na Romea to podlec Romeo!
Kapuletti: Proszę cię, teraz zostaw go w pokoju;/wszak nie obraził praw przyzwoitości/ a prawdę mówiąc, po całej Weronie/ Prawią o jego cnotach i przymiotach/ nie chcę za wszystkie miasta tego skarby, by go w mym domu spotkała obelga odchodzą w głąb sceny
SCENA IV
Romeo z Julią za rękę podchodzi przed scenę
Romeo: Gdy się me dłonie profanować ważą/ ten ołtarz święty (jak słodka rozpusta!)/Dwa rumieniące się pielgrzymy – usta,/ ślady dotknięcia pocałunkiem zmażą.
Julia: Myśl twa zbyt nisko o ręce twej trzyma/ bądź rąk dotknięcia pobożność nie broni;/ dłoń święci mają, a dotknięcie dłoni/ jest pocałunkiem świętego pielgrzyma.
Romeo: Toć jak pielgrzymi święte usta mają.
 Julia: mają, pielgrzymie, tylko do modlenia
Romeo: Pokornych modłów niechże owoc zbiorę. Całuje Julię. Ust twoi świętość z mych grzech obmywa.
Julia: Więc grzech ust twoich na moich spoczywa.
Romeo: Twoich wyrzutów nie zniosę potęgi:/ Oddaj mi grzech mój! Całuje Julię.
Podchodzi służąca Julii. Młodzi odskakują od siebie spłoszeni.
Służąca: Pani, twa matka chce z tobą mówić Julia Odchodzi do matki. Romeo pyta służącej
Romeo: Kto jest jej matka?
Służąca: Pani tego domu.
Romeo: Kapulet jej miano?/ Życie me wrogom na dług zapisano! Ucieka z balu
Wraca do służącej Julia
Julia: Kim był ten młodzian, co tak czule do mnie przemawiał?
Służąca: Zwie się Romeo, jest z domu Monteki.
Julia: przerażona: Wróg najdawniejszy, najczulej kochany!/Zbyt wcześnie widzian, zbyt późno poznany!/ Dziwny miłości początek, przez Boga,/ mieć za kochanka domu swego wroga! Ucieka za chwilę wszyscy po kolei wychodzą, muzyka przestaje grać.
SCENA V
Narrator: Namiętność dawna blednieje i kona,/ Na jej mogile kwiat wyrasta nowy/ Piękność, dla której umrzeć był gotowy,/ Zbladła już, Julii spojrzeniem zgaszona./Kocha, kochany; pierś mu rozpłomienia/ czar jej źrenicy; córce przeciwnika/ jak miłość wyzna? A ona połyka/ Ponętę miłość z haczyka cierpienia./ lecz dziecię wroga jak zbliży się do niej?/ Jakże jej serca namiętność odsłoni? Kochanka jeszcze mniejsze ma nadzieje/ ujrzeć lubego ócz ogień, lic róże/ Czas i namiętność da sposób, zaleje/morzem rozkoszy niebezpieczeństw morze.
SCENA VI
Scena balkonowa rozgrywa się po prawej stronie sceny
Romeo obserwuje balkon Julii: Może z ran szydzić, kto nie mył raniony. W oknie zauważa Julię, Julia pojawia się powoli na balkonie nie widzi Romea
Romeo: Lecz cicho! Jakież światło z okna błyska?/ widzę -  to wschód jest a Julia jest słońcem./ To pani moja, to miłość jest moja!/ach gdyby o tym, ach gdyby wiedziała/ mówi choć milczy/oczy jej mówią, ja oczom odpowiem/ Lecz skąd ta śmiałość? Słowa ich nie dla mnie/Patrz, patrz jak lica oparła na dłoni!/ Czemuż nie jestem, czemuż rękawiczką/ by lic tych dotknąć!
Julia mówi do siebie nie wie, że Romeo słucha: Romeo, czemuż ty jesteś Romeo!/ Wyrzec się ojca, wyrzec się nazwiska!/ lub jeśli nie chcesz, miłość mi przysięgnij/ a ja zrzeknę się rodu Kapuletów!/ Wszak tylko imię twe moim jest wrogiem/Cóż jest Monteki? NI ręka, ni noga/ ramię ni lica, ani żadna cząstka/ ludzkiego ciała. Inne weź nazwisko!/ Cóż jest w nazwisku? Co różą zowiemy/ Pod innym mianem dawna woń zachowa? Romeo porzuć, twoje przemień imię,/ za miano, które nie jest cząstką ciebie, Weź, weź mnie całą!
Romeo wychodzi z ukrycia: Przyjmuję ofiarę!
Próbuje przeskoczyć przez skrzynię, żeby wejść na balkon, nie może w końcu się wspina jak oferma i razem z Julią „kładą” się z skrzynią
Julia: błogim głosem, pozytywnie zaskoczona: Ach Romeo!!!
SCENA VII
Kochankowie wstają, Julia poprawia potargane włosy, poprawia sukienkę, Romeo tez poprawia ubranie itp.
Julia: Już prawie ranek, pragnę, żebyś odszedł/ Tylko nie dalej jak ptaszek dziecięcia / które czasami biednemu więźniowi /dozwoli skoczyć w nicianych okowach/ lecz go jedwabnym przyciąga wnet sznurkiem/ zazdrosne więźnia chwilowej swobody/
Romeo: Chciałbym być ptakiem twoim!
Julia: Ja bym chciała!/Lecz bym cię zbytkiem pieszczot mych zabiła./Dobranoc drogi głaszcze go po twarzy Żegnając kochanka/ powtarzałbym „Dobranoc” do ranka. Romeo odchodzi, Julia też.
SCENA VIII
Scena ślubu. Julia z wiankiem na głowie, Romeo dalej w skórze, ale ma muchę pod szyją. Gruby, ubrany w strój mnicha ojciec Laurenty udziela im ślubu. Zza sceny zagrzmiał marsz weselny
Ojciec Laurenty: Ciszej tam! Przecież o tym ślubie nikt nie wie i nie ma wiedzieć!!! Muzyka zostaje ściszona. Kochankowie szczęśliwi odchodzą za scenę. Ojciec Laurenty marszczy czoło i mruczy: Żeby tylko z tego jaki kłopot nie był! Odchodzi
SCENA IX
Wchodzi Merkucjo i Benvolia, czule do siebie coś szepczą. Benvolia co chwilę głupiutko się śmieje:
Benvolia: (śmiech) Naprawdę? I znowu rechot. Och Merkucjo! Chyba mi ściemniasz!!! On się do niej nachyla i coś jej szepcze znowu ona w śmiech
Wchodzi Tybalt: Dobrze, że was spotykam ptaszki. Mam z Merkucjem do pogadania.
Merkucjo: z pogardą Stary, odpuść sobie dzisiaj! Nie widzisz, ze jestem zajęty? I nachyla się znowu do Benvolii. Ta znowu w śmiech
Tybalt: Słuchaj chojrak! Na razie proszę po dobroci! Za chwilę będę żądał!
Merkucjo: rozgniewany, dotknięty zrywa się szybko: Wiesz co ty możesz? Lepiej się bujaj, jeśli ci życie miłe!
Benvolia: Wszczynacie zwadę na publicznej drodze/ lub się oddalcie na ustronne miejsce/ albo z krwią zimną i spokojnie mówcie,/ lub się rozejdźcie, ludzie na was patrzą.
Merkucjo: Bóg do patrzenia dał oczy, niech patrzą/ nie ruszę kroku dla ich przyjemności
Merkucjo i Tybalt stoją naprzeciwko siebie, przygotowują się do ataku, dobywają powoli broni
Benvolia: Oho! Będzie zadyma! Lepiej skoczę po posiłki! Idzie w stronę „kurtyny”, woła Romeo!
Wchodzi Romeo widzi co się dzieje
Romeo: Benvolio, spiesz się, rozdziel wściekłe szable!/ Panowie, gdzież jest, gdzie wstydu uczucie?/Tybalt, Merkucjo, wszak rozkaz książecia/ Zakazał sporów po Werony placach/ Wstrzymaj się Tybalt – dobry mój Merkucjo!
Merkucjo i Tybalt walczą króciutko, właściwie dwa, trzy ciosy – Merkucjo pada śmiertelnie rażony na ziemię.
Romeo podchodzi do Merkucja bada tętno: Nie żyje! Wsciekły bierze narzędzie leżące obok Merkucja i zabija Tybalta w furii ze słowami: Giń złoczyńco!  Uciekają
Wchodzi ksiądz i z Kapulettich i biorą ciała z podłogi – ciało Tybalta i ciało Merkucja, kładą na koc i zaciągają za scenę
SCENA X
Wchodzi Julia, z nią służąca Julia siada na krześle, służąca czesze jej włosy, zaplata warkocze itp. Opowiada o tym, co się wydarzyło, pochlipuje, załamuje ręce
Służąca: Tragiczny dzień nastał dla rodu Kapulettich! Twój kuzyn Tybalt nie żyje!
Julia: Nie żyje? Jak to?
Służąca: Tybalt zabity, Romeo wygnany/ Romeo jego zabójca, wygnany!
Julia: Tybalt nie żyje Romeo wygnany/ Ach to wygnany, to słowo – wygnany/ dziesięć tysięcy Tybaltów zabiło/ Dość było żalu sama śmierć Tybalta/ Lecz straszne wyrazy: „Romeo wygnany”/ w uszy me wbiegły, samo słów tych brzmienie/ Tybalta, ojca, matkę, mnie, Romea, / Wszystkich zabija – Romeo wygnany!  Chowa twarz w dłoniach zapłakana. Wchodzi pani Kapuletti.
Pani Kapuletti: No przestań się już mazać. Tybalt nie żyje, nie wskrzesisz go łzami! Wiem, wiem! Bolejesz, że ta żmija Romeo żyje. Ale dosyć już złości! Mam dla ciebie niespodziankę!~
Kiwa dłonią i wchodzi zadufany w sobie Parys
Parys: Hello złotko! To ja, twoja nagroda! Bejbe! Twój staruszek oddał mi twoją słodziutką rączkę uśmiecha się sprośnie, głupkowato I właściwie nie tylko rączkę, hehehe! Niezła sztuka z ciebie, malutka! Razem będzie nam jak w niebie!
Julia wstaje wściekła z krzesła i tupie nogą jak małe dziecko: Ani mi się, śni! Wybij sobie z głowy kreaturo, że za ciebie wyjdę! I płacze jak dziewczynka: Mamusiu! Ja nie chcę! Nie chcę!
Pani Kapuletti: Zwariowała jedna! Ciągnie ją siłą za scenę Nie gadaj głupot, trzeba się przygotować do ślubu i mówi do Parysa: To tak jak się umawialiśmy – czwartek przed południem. Nie martw się! Julia będzie na pewno! Wychodzi z Julią, za nią służąca
Parys na odchodnym: zadowolony strasznie z takiego obrotu sprawy i z siebie wyciąga lusterko i mówi z czułością do swojego odbicia: widzisz przystojniaku! A myślałeś, że nie ma takiej piękniej, która by pasowała do ciebie! A jednak Julka niczego sobie. Odchodzi
SCENA XI
Julia wchodzi, patrzy czy nikt jej nie widział, nie śledził, niepewnie, cicho woła: Ojcze Laurenty!
Wchodzi Laurenty: Co jest moje dziecko?
Julia: Dowiedziałam się całkiem przypadkiem, że posiadasz spore umiejętności zielarskie. Jutro mam poślubić tego narcyza Parysa. A przecież z bardzo oczywistych względów nie mogę!!! Może ojciec jakoś jest w stanie mi pomóc??? (uśmiecha się miło)
Lauretny: mam pewien specyfik! Tylko uprzedzam – ta zabaweczka nie jest tania!
Julia: Zniecierpliwiona: Cena nie gra roli!!!
Laurenty: w takim razie - masz to! Wyciąga z kieszeni ampułkę z płynem. Zażyj jeszcze dziś, a zaśniesz tak twardo, że wnet przekonani o twej śmierci złożą twe ciało w grobie. Wtedy Romeo będzie mógł zabrać cię dokądkolwiek tylko zechcesz – on - wygnany, ty – umarła. Aha! Żadne czeki, tylko gotówka!!! (Julia wyciąga jakąś kasę bierze ampułkę)
Julia: trzeba zawiadomić Romea!!
Laurenty: Zostaw to na mojej głowie! Usługa ta została wliczona w cenę.
Julia kładzie się na łóżku (materace na środku) i zażywa środek, zasypia. Laurenty przygotowuje się do wyjazdu do Romea, wyciąga zza sceny malutki rowerek i robi rundkę naokoło sceny, potwornie sapie
Laurenty: O Boże!! Chyba nie dam rady!!! To nie dla mnie taka jazda!!! Za stary jestem! Zjeżdżając prawie ze sceny mówi: Na pewno nie dam rady!!! O kurcze!!! Ale się narobiło!!! Romeo o niczym nie wie!!! Wyjeżdża ze sceny
SCENA XII
Julia leży, wchodzą pogrążeni w żałobie rodzice Julii. Kładą obok grobu znicze, zapalają. Przy muzyce
Rodzice odchodzą z płaczem.
Julia leży, wpada na scenę w stanie prawie obłąkana Romeo: pada do jej ciała:
Romeo: Więc prawda to! Cóż mi zostaje! Tylko u twego boku szukać wybawienia. Wyciąga ampułkę z trucizną. Patrzy na nią i na Julię: Już za chwilę znowu ukochana będziemy razem, teraz już na wieki!!! chce zażyć truciznę, ale wpada Parys, który go podsłuchiwał.
Parys: Dłoń świętokradzką wstrzymaj nikczemniku! Zemstę posunąć chcesz za śmierci krańce? Podlecz skazany, więźniem jesteś moim, woli mej słuchaj, umrzeć bowiem musisz!
Romeo: To się fajnie składa, bo ja właśnie w tym celu…
Parys: jeszcze śmiesz szydzić?! Stań i walcz! Oto twój koniec!!!
Walczą, ale to Parys pada nieżywy. Romeo podchodzi znowu do ciała Julii
Romeo: całuje Julię i mówi: czekaj kochanie. Już idę do ciebie!. Wypija truciznę i kładzie głowę na ramionach Julii. Słowny aptekarzy. Napój skutkuje. Całując umieram. Umiera.
Za chwilę budzi się Julia:
Julia: O jesteś już najdroższy!!! Patrzy, że Romeo się nie rusza, że nie żyje, bierze ampułkę po truciźnie Trucizna sprawcą twej przedwczesnej śmierci? Niedobry! Wszystko wypić i kropelki mnie nie zostawić! Pocałuję usta, kropelkę na nich znajdę – Kropla ta będzie moją zbawicielką. Całuje go. Twe usta ciepłe!!! Zauważa przy Romerze sztylet. Bierze do ręki. Mówi: Już idę do ciebie! Przebija się i pada na ciało Romea.
Wchodzi na scenę narrator, którego wypowiedź kończy sztukę (Romeo, Parys i Julia wstają dopiero po jego mowie)]
Narrator:       Dwa wielkie rody w uroczej Weronie
                        Równie słynące z bogactwa i chwały
                        Co dzień odwieczną zawiść odnawiały

                        Obywatelska krwią broczyły dłonie

                        Lecz gdy nienawiść pierś ojców pożera
                        Fatalna miłość dzieci ich jednoczy
                        I krwawa wojna, co z wieków się toczy
                        W cichym ich grobie na wieki umiera

                        Miłość kochanków śmiercią naznaczona
                        Wściekłość rodziców i wojna szalona
                        Zerwana późno nad mogiłą dzieci

                        Przed waszym okiem na scenie zleciała
                        Jeśli nas słuchać byliście łaskawi,
                        Błędy obrazu chęć nasza naprawi.

Opracowała - Magdalena Borkowska

Miłość - dwie strony medalu


SYLWEK

Miłość - dwie strony medalu

Odkąd pamiętam słowo miłość było pojęciem bardzo pożądanym, ale jakże problemowym.
Można by rzec, co jest nie tak z tą miłością?
Przecież słowo samo w sobie jest pozytywne, kojarzy nam się z czymś pięknym, ciepłym, niezapomnianym. Każdy na nią czeka i chce ją przeżyć.
Ktoś powie paranoja…Po co mu miłość, jeśli możne mieć dosłownie wszystko, można kupić wszystko i prawie wszystkich. Owszem może to i prawda, ale wszystko inne nie powie bezinteresownie, że cię kocha, na żaden inny widok nie będziesz miał motyli w brzuchu i nie zabije ci mocniej serce. A któż z nas nie zna tego uczucia…napływ gorąca, rumieńce na twarzy, człowiek, aż cały promienieje, unosi się pół metra nad ziemią, wie, że jest w stanie zrobić wszystko.
Miłość sprawia, ze człowiek żyje dla niej i dzięki niej.
Ile razy nie chciało nam się jeść z tego powodu, ważne było by ukochana osoba była obok, a my już byliśmy syci.
Miłość wyzwala właśnie takie uczucia no i wiele innych.
Ale to jest tylko jedna strona medalu, ta lepsza, pozytywna, odwzajemniona. A jest i druga już nie tak piękna, można by rzec bolesna, ale któż się nigdy nie sparzył, kto nie zna tego uczucia.
Człowiek musi się sparzyć, poznać gorzki smak porażki i to nie tylko w tej sferze miłosnej, ale i w każdej innej. To ona sprawia, że stajemy się mocniejsi, ze potrafimy się podnieść i znów walczyć o to, co jest dla nas ważne.
Choć sprawia ból, powoduje smutek na naszej twarzy i ma w pełni gorzki smak, to jednego możecie być w pełni  pewni, każdy się z niej podniesie.
Pozwoliłam nazwać sobie to porażką, bo każdy, kogo spotka zawód miłosny, tak właśnie się czuje. Co więcej powiem wam coś jeszcze - cale szczęście, ze istnieje, bo gdyby jej nie było, człowiek nie wiedziałby, co to szczęście.
Może wiecie już dlaczego postanowiłam porównać miłość do medalu. Jeśli nie to wam powiem…
Jeśli chcesz go zdobyć, musisz się naprawdę napracować, namęczyć, a jeśli chcesz go utrzymać, musisz go pielęgnować i dbać o niego.
Jeśli odłożysz go na półkę straci swój blask.
Im ważniejszy medal, tym większy wysiłek włożony w jego zdobycie i większa nagroda za jego otrzymanie.
I tak samo jest z miłością, dlatego właśnie jest tak fascynująca i każdy chce po nią sięgać.