Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 22 maja 2012

"Romeo i Julia" nie całkiem na serio


ROMEO I JULIA NIE CAŁKIEM SERIO

Występują: Julia Kapuletti, Romeo Monteki, Parys, Narrator, Samsona i Grzegorz –przyjaciele Kapulettich, Abraham i Baltazara – przyjaciele Montekich, Benvolia – przyjaciółka Romea, Tybalt (kuzyn Julii), pan Kapuletti, pani Kapuletti (rodzice Julii), służąca Julii, ojciec Laurenty, pan Monteki (ojciec Romea), Merkucjo –przyjaciel Romea)

Scena: w tle zamki, domy, zabudowania, może brukowana uliczka, z prawej strony sceny wielkie drzwi balkonowe, przed nimi balkon (skrzynia) ozdobiony sznurem kwiatków, kwiaty obok (ogród), z lewej strony sceny – dom Kapulettich (wnętrze do sceny balu) – stoły

SCENA I
Wchodzą na scenę rozmawiając już po drodze, Grzegorz i Baltazara. Ubrani odświętnie, on w garniturze, ona w „mundurku” na gala. Piękni, młodzi, doskonali. Rozmawiają o Montekich
Grzegorz: Naprawdę, to już lekka przesada! Słychać oburzenie w głosie To przechodzi wszelkie granice przyzwoitości!!! Słyszałaś co znowu wyprawiali ci Monteki? Mówię Ci, to się kiedyś musi ostatecznie rozstrzygnąć. Albo my albo oni!!!
Samsona: Masz rację! Dawno już nikt tak nie oczernił nazwiska Kapuletti. Już dawno temu mówiłam tej małpie Benvoli od Montekich, że pora z tym skończyć. Ale wiesz ,jaka ona jest. Zawsze chciałaby wszystko załatwić, załagodzić. A tak się po prostu nie da!!! Monteki to zwykłe gnidy, które trzeba wytępić!!!
Na te słowa wchodzi Abraham z Baltazarą. Ubrani w skórę, łańcuchy, typ „niegrzecznych”, „metalowców”, wytarte dżinsy, kolczyki itp. Gdy zbliżają się powoli to środka sceny, Samsona cały czas rozmawia z Grzegorzem. Wszyscy patrzą na siebie kątem oka, z niechęcią, wręcz z nienawiścią
Grzegorz: zauważa wchodzących, szturcha Samsonę Zobacz!!! Znowu ci Monteki! Czego tu chcą? To nasz teren. Szukają zwady?
Samsona stara się go powstrzymać w gniewie Spokojnie! Pamiętaj, że obiecaliśmy Kapulettim ich nie zaczepiać, bo znowu wszystko będzie na nas.
Grzegorz: Przecież nic nie mówię. Ale jak samo będą się dopraszać lania to nie odmówię i głośno  tak by przybysze słyszeli dodaje modulowanym, wyniosłym tonem Ci Monteki to doprawdy…. Kto by uwierzył, że to też ludzie… Monteki nie reagują, ale widać, że słyszą, zaczynają się denerwować A słyszałaś, że podobno jedzą prosto z miski i to bez użycia łyżki czy widelca??? Grzegorz specjalnie zaognia atmosferę Ach, gdybym tylko ich spotkał, to powiedziałbym…
Przerywa mu Abraham, wściekły, cały się gotuje w środku zbliża się z Baltazarą do Kapulettich
Abraham: To co byś powiedział??? podsuwa mu rękę pod nos No co?
Grzegorz: udaje, że nie wie o co chodzi Ja??? Nic! Samsono, czy ja coś mówiłem o tych wszach Montekich?
Baltazara: groźnie Do nas pijesz?
Grzegorz: Ja piję??? O tej porze dnia – nigdy!
Abraham: Ty, nie rób z nas balona!!!
Samsona: Balona nie, ale może w konia?
Abraham i Baltazara wyciągają spod kurtek kije, kastaniety, itp., Grzegorz i Samsona również wyciągają noże sprężynowe itp. Rzucają się w swoją stronę, gotowi na atak W tym momencie wchodzi, a właściwie wbiega Benvolia ubrana tradycyjnie, zgodnie z wymogami epoki, ale trochę awangardowo, np. do sukni glany albo skórzana kurtka, wpada między zwaśnionych
Benvolia: Przestańcie wariaty! Sami nie wiecie, co robicie próbuje ich powstrzymać
Wchodzi Tybalt ubrany klasycznie jak na młodzieńca z tamtej epoki przystało, przy boku miecz
Tybalt: Co? Z nagim mieczem pośród tych zajęcy? Zwróć się Benvolio, z mych rąk czekaj śmierci! Wydobywa z pochwy miecz
Benvolia: Włóż miecz do pochwy albo razem ze mną staraj się ludzi szalonych rozdzielić.
Tybalt: Z dobytym mieczem o pokoju prawisz? Tak nienawidzę z twych ust słów pokoju, jak piekła, ciebie i rodu Monterów. Nie ujdziesz teraz. Broń się podły tchórzu!
Wszyscy walczą. Benvolia ucieka za scenę,
a za chwilę słychać sygnał wozu policyjnego i policyjnego gwizdka. Walczący uciekają. Za chwilę wchodzi ponownie na scenę Benvolia
Benvolia: Poszli w końcu sobie! Szaleńcy! Lecz gdzie Romeo? Dzięki ci o Boże, że bez udziału w tym groźnym był sporze!!!
Wchodzi Romeo, ubrany podobnie jak Monteki: skóra, glany łańcuchy itp.
Benvolia: Witaj stary druhu! Ktoś marnie wygląda. Patrzy na Romea z ciekawością Twe chwile jakiż żal przeciąga?
Romeo: Brak tego, co by skrócić mi je mogło
Benvolia: Czy miłość?
Romeo: Brak jej
Benvolia: Jak to, brak miłości?
Romeo: Tej obojętność, którą pokochałem.
Benvolia: Ach czemuż miłość, na pozór tak piękna w rzeczywistości sroga tak i twarda!
Romeo: Miłość to dym jest spłodzony westchnieniem;/W szczęściu – jest w oczach błyszczącym płomieniem,/w męce – jest morzem, karmionym łez rzeka;/ Jest i mądrością miłość – szalejącą/ Zatruta żółcią, słodyczą leczącą.   Ach, szkoda gadać. Macha ręką Bądź zdrowa kuzynko! Odchodzi, za nim Benvolia
SCENA II
Wchodzą na scenę pani Kapuletti i pan Kapuletti – stroje tradycyjne. Wołają Julię wchodzi Julia
Julia: Słucham, mamo, tato! Kłania się przed rodzicami
Pan Kapuletti podchodzi do Julii, głaszcze ją z czułością po głowie, mówi do żony z wyrzutem: Kapciu! Kochanie! Przecież ona ma dopiero 14 lat!!!
Julia: O co chodzi?
Pani Kapuletti: Damy wysokiej w Weronie powagi,/ młodsze od ciebie, a są już matkami;/ i jam już była z hrabią moim matką/ w tych latach, w których ty jesteś dziewicą./ żeby się w tej sprawie zbyt się nie rozciągać/ waleczny Parys prosi o twą rękę./ Na balu naszym ujrzysz go dziś wieczór/ w twarzy Parysa rozczytaj się księdze,/ w dziele piękności piórem nakreślonym/ rozważ jak w rysach pięknego oblicza/ jeden drugiemu piękności użycza/. Czy może Parys jakie mieć nadzieje?
Julia: Jeśli w spojrzeniu miłość rozetleje,/ Choć nie przelecą ciekawe źrenice,/ za twoją wolą wskazane granice. „dyga” przed rodzicami i odchodzi, rodzice za nią
SCENA III
Trwają przygotowania do balu. Na scenie pojawia się pan Kapuletti wydaje polecenia, Samsona i Grzegorz podają owoce, kładą na stole obróz, naczynia itp. Pan Kapuletti nad wszystkim czuwa, w końcu zadowolony kiwa głową i odchodzi z wszystkimi ze sceny. Po chwili słychać muzykę – nowoczesne dyskotekowe przeboje, pojawia się znowu Grzegorz, Samsona, rozmawiają ze sobą trochę tańczą, waza z ponczem, potem oni odchodzą i Grzegorz nalewa jej ponczu, wchodzą państwo Kapuletti, potem Tybalt, z boku wchodzą Romeo i Merkucjo (trzeba trochę ściszyć muzykę)
Merkucjo: Romeo! No nie przesadzaj! Tyle panienek na świecie, a ty stękasz i jęczysz do jednej! Naprawdę nie wiem, co cię napadło! Przecież jeszcze niedawno wspominałeś coś o Rozalce. Chodźmy! Kapuletti robią imprę. Pewno sami nas nie zaproszą, ale mam pomysł jak się tam dostać. Podnosi ( z ziemi?) dwie maski i przykrywa swoją twarz: Maska na maskę! Co mi teraz znaczy, / że wzrok ciekawy ułomności śledzi? Niech ta maska teraz rumieni się za mnie podaje drugą Romeowi i wchodzą na bal, trochę krążą po Sali balowej, wchodzi Julia, podaje rękę jednemu z gości
Romeo zauważa Julię: Któż to? Ach, jak od wszystkich świateł jaśniej płonie!/ Piękność jej wisi na ciemności łonie/ Jak perła droga w uszach Etiopa;/ Dla biednej ziemi zbyt kosztowne lica/Zbliżę się, niechaj dotknięcie jej ręki / błogosławieństwo najemna roztoczy/ Kochałem dotąd? O nie! Moje oczy/ prawdziwe pierwszy raz ujrzały wdzięki
Tybalt rozpoznaje Romea po głosie: To głos Monteka, jeśli się nie mylę/ Co? Toż ten niewolnik,/śmiesznej postaci maską przyodziany/ z naszego święta przychodzi tu szydzić? Chce wyciągnąć miecz widzi to pan Kapuletti podchodzi do TYbalta:
Kapuletti: Czego się tak pienisz Tybalcie? Ze stu kilometrów widać, że ktoś ci za skórę zalazł?
Tybalt: Ten w masce wskazuje na Romea to podlec Romeo!
Kapuletti: Proszę cię, teraz zostaw go w pokoju;/wszak nie obraził praw przyzwoitości/ a prawdę mówiąc, po całej Weronie/ Prawią o jego cnotach i przymiotach/ nie chcę za wszystkie miasta tego skarby, by go w mym domu spotkała obelga odchodzą w głąb sceny
SCENA IV
Romeo z Julią za rękę podchodzi przed scenę
Romeo: Gdy się me dłonie profanować ważą/ ten ołtarz święty (jak słodka rozpusta!)/Dwa rumieniące się pielgrzymy – usta,/ ślady dotknięcia pocałunkiem zmażą.
Julia: Myśl twa zbyt nisko o ręce twej trzyma/ bądź rąk dotknięcia pobożność nie broni;/ dłoń święci mają, a dotknięcie dłoni/ jest pocałunkiem świętego pielgrzyma.
Romeo: Toć jak pielgrzymi święte usta mają.
 Julia: mają, pielgrzymie, tylko do modlenia
Romeo: Pokornych modłów niechże owoc zbiorę. Całuje Julię. Ust twoi świętość z mych grzech obmywa.
Julia: Więc grzech ust twoich na moich spoczywa.
Romeo: Twoich wyrzutów nie zniosę potęgi:/ Oddaj mi grzech mój! Całuje Julię.
Podchodzi służąca Julii. Młodzi odskakują od siebie spłoszeni.
Służąca: Pani, twa matka chce z tobą mówić Julia Odchodzi do matki. Romeo pyta służącej
Romeo: Kto jest jej matka?
Służąca: Pani tego domu.
Romeo: Kapulet jej miano?/ Życie me wrogom na dług zapisano! Ucieka z balu
Wraca do służącej Julia
Julia: Kim był ten młodzian, co tak czule do mnie przemawiał?
Służąca: Zwie się Romeo, jest z domu Monteki.
Julia: przerażona: Wróg najdawniejszy, najczulej kochany!/Zbyt wcześnie widzian, zbyt późno poznany!/ Dziwny miłości początek, przez Boga,/ mieć za kochanka domu swego wroga! Ucieka za chwilę wszyscy po kolei wychodzą, muzyka przestaje grać.
SCENA V
Narrator: Namiętność dawna blednieje i kona,/ Na jej mogile kwiat wyrasta nowy/ Piękność, dla której umrzeć był gotowy,/ Zbladła już, Julii spojrzeniem zgaszona./Kocha, kochany; pierś mu rozpłomienia/ czar jej źrenicy; córce przeciwnika/ jak miłość wyzna? A ona połyka/ Ponętę miłość z haczyka cierpienia./ lecz dziecię wroga jak zbliży się do niej?/ Jakże jej serca namiętność odsłoni? Kochanka jeszcze mniejsze ma nadzieje/ ujrzeć lubego ócz ogień, lic róże/ Czas i namiętność da sposób, zaleje/morzem rozkoszy niebezpieczeństw morze.
SCENA VI
Scena balkonowa rozgrywa się po prawej stronie sceny
Romeo obserwuje balkon Julii: Może z ran szydzić, kto nie mył raniony. W oknie zauważa Julię, Julia pojawia się powoli na balkonie nie widzi Romea
Romeo: Lecz cicho! Jakież światło z okna błyska?/ widzę -  to wschód jest a Julia jest słońcem./ To pani moja, to miłość jest moja!/ach gdyby o tym, ach gdyby wiedziała/ mówi choć milczy/oczy jej mówią, ja oczom odpowiem/ Lecz skąd ta śmiałość? Słowa ich nie dla mnie/Patrz, patrz jak lica oparła na dłoni!/ Czemuż nie jestem, czemuż rękawiczką/ by lic tych dotknąć!
Julia mówi do siebie nie wie, że Romeo słucha: Romeo, czemuż ty jesteś Romeo!/ Wyrzec się ojca, wyrzec się nazwiska!/ lub jeśli nie chcesz, miłość mi przysięgnij/ a ja zrzeknę się rodu Kapuletów!/ Wszak tylko imię twe moim jest wrogiem/Cóż jest Monteki? NI ręka, ni noga/ ramię ni lica, ani żadna cząstka/ ludzkiego ciała. Inne weź nazwisko!/ Cóż jest w nazwisku? Co różą zowiemy/ Pod innym mianem dawna woń zachowa? Romeo porzuć, twoje przemień imię,/ za miano, które nie jest cząstką ciebie, Weź, weź mnie całą!
Romeo wychodzi z ukrycia: Przyjmuję ofiarę!
Próbuje przeskoczyć przez skrzynię, żeby wejść na balkon, nie może w końcu się wspina jak oferma i razem z Julią „kładą” się z skrzynią
Julia: błogim głosem, pozytywnie zaskoczona: Ach Romeo!!!
SCENA VII
Kochankowie wstają, Julia poprawia potargane włosy, poprawia sukienkę, Romeo tez poprawia ubranie itp.
Julia: Już prawie ranek, pragnę, żebyś odszedł/ Tylko nie dalej jak ptaszek dziecięcia / które czasami biednemu więźniowi /dozwoli skoczyć w nicianych okowach/ lecz go jedwabnym przyciąga wnet sznurkiem/ zazdrosne więźnia chwilowej swobody/
Romeo: Chciałbym być ptakiem twoim!
Julia: Ja bym chciała!/Lecz bym cię zbytkiem pieszczot mych zabiła./Dobranoc drogi głaszcze go po twarzy Żegnając kochanka/ powtarzałbym „Dobranoc” do ranka. Romeo odchodzi, Julia też.
SCENA VIII
Scena ślubu. Julia z wiankiem na głowie, Romeo dalej w skórze, ale ma muchę pod szyją. Gruby, ubrany w strój mnicha ojciec Laurenty udziela im ślubu. Zza sceny zagrzmiał marsz weselny
Ojciec Laurenty: Ciszej tam! Przecież o tym ślubie nikt nie wie i nie ma wiedzieć!!! Muzyka zostaje ściszona. Kochankowie szczęśliwi odchodzą za scenę. Ojciec Laurenty marszczy czoło i mruczy: Żeby tylko z tego jaki kłopot nie był! Odchodzi
SCENA IX
Wchodzi Merkucjo i Benvolia, czule do siebie coś szepczą. Benvolia co chwilę głupiutko się śmieje:
Benvolia: (śmiech) Naprawdę? I znowu rechot. Och Merkucjo! Chyba mi ściemniasz!!! On się do niej nachyla i coś jej szepcze znowu ona w śmiech
Wchodzi Tybalt: Dobrze, że was spotykam ptaszki. Mam z Merkucjem do pogadania.
Merkucjo: z pogardą Stary, odpuść sobie dzisiaj! Nie widzisz, ze jestem zajęty? I nachyla się znowu do Benvolii. Ta znowu w śmiech
Tybalt: Słuchaj chojrak! Na razie proszę po dobroci! Za chwilę będę żądał!
Merkucjo: rozgniewany, dotknięty zrywa się szybko: Wiesz co ty możesz? Lepiej się bujaj, jeśli ci życie miłe!
Benvolia: Wszczynacie zwadę na publicznej drodze/ lub się oddalcie na ustronne miejsce/ albo z krwią zimną i spokojnie mówcie,/ lub się rozejdźcie, ludzie na was patrzą.
Merkucjo: Bóg do patrzenia dał oczy, niech patrzą/ nie ruszę kroku dla ich przyjemności
Merkucjo i Tybalt stoją naprzeciwko siebie, przygotowują się do ataku, dobywają powoli broni
Benvolia: Oho! Będzie zadyma! Lepiej skoczę po posiłki! Idzie w stronę „kurtyny”, woła Romeo!
Wchodzi Romeo widzi co się dzieje
Romeo: Benvolio, spiesz się, rozdziel wściekłe szable!/ Panowie, gdzież jest, gdzie wstydu uczucie?/Tybalt, Merkucjo, wszak rozkaz książecia/ Zakazał sporów po Werony placach/ Wstrzymaj się Tybalt – dobry mój Merkucjo!
Merkucjo i Tybalt walczą króciutko, właściwie dwa, trzy ciosy – Merkucjo pada śmiertelnie rażony na ziemię.
Romeo podchodzi do Merkucja bada tętno: Nie żyje! Wsciekły bierze narzędzie leżące obok Merkucja i zabija Tybalta w furii ze słowami: Giń złoczyńco!  Uciekają
Wchodzi ksiądz i z Kapulettich i biorą ciała z podłogi – ciało Tybalta i ciało Merkucja, kładą na koc i zaciągają za scenę
SCENA X
Wchodzi Julia, z nią służąca Julia siada na krześle, służąca czesze jej włosy, zaplata warkocze itp. Opowiada o tym, co się wydarzyło, pochlipuje, załamuje ręce
Służąca: Tragiczny dzień nastał dla rodu Kapulettich! Twój kuzyn Tybalt nie żyje!
Julia: Nie żyje? Jak to?
Służąca: Tybalt zabity, Romeo wygnany/ Romeo jego zabójca, wygnany!
Julia: Tybalt nie żyje Romeo wygnany/ Ach to wygnany, to słowo – wygnany/ dziesięć tysięcy Tybaltów zabiło/ Dość było żalu sama śmierć Tybalta/ Lecz straszne wyrazy: „Romeo wygnany”/ w uszy me wbiegły, samo słów tych brzmienie/ Tybalta, ojca, matkę, mnie, Romea, / Wszystkich zabija – Romeo wygnany!  Chowa twarz w dłoniach zapłakana. Wchodzi pani Kapuletti.
Pani Kapuletti: No przestań się już mazać. Tybalt nie żyje, nie wskrzesisz go łzami! Wiem, wiem! Bolejesz, że ta żmija Romeo żyje. Ale dosyć już złości! Mam dla ciebie niespodziankę!~
Kiwa dłonią i wchodzi zadufany w sobie Parys
Parys: Hello złotko! To ja, twoja nagroda! Bejbe! Twój staruszek oddał mi twoją słodziutką rączkę uśmiecha się sprośnie, głupkowato I właściwie nie tylko rączkę, hehehe! Niezła sztuka z ciebie, malutka! Razem będzie nam jak w niebie!
Julia wstaje wściekła z krzesła i tupie nogą jak małe dziecko: Ani mi się, śni! Wybij sobie z głowy kreaturo, że za ciebie wyjdę! I płacze jak dziewczynka: Mamusiu! Ja nie chcę! Nie chcę!
Pani Kapuletti: Zwariowała jedna! Ciągnie ją siłą za scenę Nie gadaj głupot, trzeba się przygotować do ślubu i mówi do Parysa: To tak jak się umawialiśmy – czwartek przed południem. Nie martw się! Julia będzie na pewno! Wychodzi z Julią, za nią służąca
Parys na odchodnym: zadowolony strasznie z takiego obrotu sprawy i z siebie wyciąga lusterko i mówi z czułością do swojego odbicia: widzisz przystojniaku! A myślałeś, że nie ma takiej piękniej, która by pasowała do ciebie! A jednak Julka niczego sobie. Odchodzi
SCENA XI
Julia wchodzi, patrzy czy nikt jej nie widział, nie śledził, niepewnie, cicho woła: Ojcze Laurenty!
Wchodzi Laurenty: Co jest moje dziecko?
Julia: Dowiedziałam się całkiem przypadkiem, że posiadasz spore umiejętności zielarskie. Jutro mam poślubić tego narcyza Parysa. A przecież z bardzo oczywistych względów nie mogę!!! Może ojciec jakoś jest w stanie mi pomóc??? (uśmiecha się miło)
Lauretny: mam pewien specyfik! Tylko uprzedzam – ta zabaweczka nie jest tania!
Julia: Zniecierpliwiona: Cena nie gra roli!!!
Laurenty: w takim razie - masz to! Wyciąga z kieszeni ampułkę z płynem. Zażyj jeszcze dziś, a zaśniesz tak twardo, że wnet przekonani o twej śmierci złożą twe ciało w grobie. Wtedy Romeo będzie mógł zabrać cię dokądkolwiek tylko zechcesz – on - wygnany, ty – umarła. Aha! Żadne czeki, tylko gotówka!!! (Julia wyciąga jakąś kasę bierze ampułkę)
Julia: trzeba zawiadomić Romea!!
Laurenty: Zostaw to na mojej głowie! Usługa ta została wliczona w cenę.
Julia kładzie się na łóżku (materace na środku) i zażywa środek, zasypia. Laurenty przygotowuje się do wyjazdu do Romea, wyciąga zza sceny malutki rowerek i robi rundkę naokoło sceny, potwornie sapie
Laurenty: O Boże!! Chyba nie dam rady!!! To nie dla mnie taka jazda!!! Za stary jestem! Zjeżdżając prawie ze sceny mówi: Na pewno nie dam rady!!! O kurcze!!! Ale się narobiło!!! Romeo o niczym nie wie!!! Wyjeżdża ze sceny
SCENA XII
Julia leży, wchodzą pogrążeni w żałobie rodzice Julii. Kładą obok grobu znicze, zapalają. Przy muzyce
Rodzice odchodzą z płaczem.
Julia leży, wpada na scenę w stanie prawie obłąkana Romeo: pada do jej ciała:
Romeo: Więc prawda to! Cóż mi zostaje! Tylko u twego boku szukać wybawienia. Wyciąga ampułkę z trucizną. Patrzy na nią i na Julię: Już za chwilę znowu ukochana będziemy razem, teraz już na wieki!!! chce zażyć truciznę, ale wpada Parys, który go podsłuchiwał.
Parys: Dłoń świętokradzką wstrzymaj nikczemniku! Zemstę posunąć chcesz za śmierci krańce? Podlecz skazany, więźniem jesteś moim, woli mej słuchaj, umrzeć bowiem musisz!
Romeo: To się fajnie składa, bo ja właśnie w tym celu…
Parys: jeszcze śmiesz szydzić?! Stań i walcz! Oto twój koniec!!!
Walczą, ale to Parys pada nieżywy. Romeo podchodzi znowu do ciała Julii
Romeo: całuje Julię i mówi: czekaj kochanie. Już idę do ciebie!. Wypija truciznę i kładzie głowę na ramionach Julii. Słowny aptekarzy. Napój skutkuje. Całując umieram. Umiera.
Za chwilę budzi się Julia:
Julia: O jesteś już najdroższy!!! Patrzy, że Romeo się nie rusza, że nie żyje, bierze ampułkę po truciźnie Trucizna sprawcą twej przedwczesnej śmierci? Niedobry! Wszystko wypić i kropelki mnie nie zostawić! Pocałuję usta, kropelkę na nich znajdę – Kropla ta będzie moją zbawicielką. Całuje go. Twe usta ciepłe!!! Zauważa przy Romerze sztylet. Bierze do ręki. Mówi: Już idę do ciebie! Przebija się i pada na ciało Romea.
Wchodzi na scenę narrator, którego wypowiedź kończy sztukę (Romeo, Parys i Julia wstają dopiero po jego mowie)]
Narrator:       Dwa wielkie rody w uroczej Weronie
                        Równie słynące z bogactwa i chwały
                        Co dzień odwieczną zawiść odnawiały

                        Obywatelska krwią broczyły dłonie

                        Lecz gdy nienawiść pierś ojców pożera
                        Fatalna miłość dzieci ich jednoczy
                        I krwawa wojna, co z wieków się toczy
                        W cichym ich grobie na wieki umiera

                        Miłość kochanków śmiercią naznaczona
                        Wściekłość rodziców i wojna szalona
                        Zerwana późno nad mogiłą dzieci

                        Przed waszym okiem na scenie zleciała
                        Jeśli nas słuchać byliście łaskawi,
                        Błędy obrazu chęć nasza naprawi.

Opracowała - Magdalena Borkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz