ROMEO I
JULIA NIE CAŁKIEM SERIO
Występują: Julia Kapuletti, Romeo Monteki, Parys, Narrator, Samsona i
Grzegorz –przyjaciele Kapulettich, Abraham i Baltazara – przyjaciele Montekich,
Benvolia – przyjaciółka Romea, Tybalt (kuzyn Julii), pan Kapuletti, pani Kapuletti
(rodzice Julii), służąca Julii, ojciec Laurenty, pan Monteki (ojciec Romea),
Merkucjo –przyjaciel Romea)
Scena:
w tle zamki, domy, zabudowania, może brukowana uliczka, z prawej strony sceny
wielkie drzwi balkonowe, przed nimi balkon (skrzynia) ozdobiony sznurem
kwiatków, kwiaty obok (ogród), z lewej strony sceny – dom Kapulettich (wnętrze
do sceny balu) – stoły
SCENA I
Wchodzą na scenę rozmawiając już po drodze,
Grzegorz i Baltazara. Ubrani odświętnie, on w garniturze, ona w „mundurku” na
gala. Piękni, młodzi, doskonali. Rozmawiają o Montekich
Grzegorz: Naprawdę, to już lekka przesada! Słychać oburzenie w głosie To przechodzi
wszelkie granice przyzwoitości!!! Słyszałaś co znowu wyprawiali ci Monteki?
Mówię Ci, to się kiedyś musi ostatecznie rozstrzygnąć. Albo my albo oni!!!
Samsona: Masz rację! Dawno już nikt tak nie oczernił
nazwiska Kapuletti. Już dawno temu mówiłam tej małpie Benvoli od Montekich, że
pora z tym skończyć. Ale wiesz ,jaka ona jest. Zawsze chciałaby wszystko
załatwić, załagodzić. A tak się po prostu nie da!!! Monteki to zwykłe gnidy,
które trzeba wytępić!!!
Na te słowa wchodzi Abraham z
Baltazarą. Ubrani w skórę, łańcuchy, typ „niegrzecznych”, „metalowców”, wytarte
dżinsy, kolczyki itp. Gdy zbliżają się powoli to środka sceny, Samsona cały
czas rozmawia z Grzegorzem. Wszyscy patrzą na siebie kątem oka, z niechęcią,
wręcz z nienawiścią
Grzegorz: zauważa
wchodzących, szturcha Samsonę Zobacz!!! Znowu ci Monteki! Czego tu chcą? To
nasz teren. Szukają zwady?
Samsona stara
się go powstrzymać w gniewie Spokojnie! Pamiętaj, że obiecaliśmy Kapulettim
ich nie zaczepiać, bo znowu wszystko będzie na nas.
Grzegorz: Przecież nic nie mówię. Ale jak samo będą
się dopraszać lania to nie odmówię i
głośno tak by przybysze słyszeli dodaje
modulowanym, wyniosłym tonem Ci Monteki to doprawdy…. Kto by uwierzył, że
to też ludzie… Monteki nie reagują, ale
widać, że słyszą, zaczynają się denerwować A słyszałaś, że podobno jedzą
prosto z miski i to bez użycia łyżki czy widelca??? Grzegorz specjalnie zaognia atmosferę Ach, gdybym tylko ich
spotkał, to powiedziałbym…
Przerywa mu Abraham, wściekły,
cały się gotuje w środku zbliża się z Baltazarą do Kapulettich
Abraham: To co byś powiedział??? podsuwa mu rękę pod nos No co?
Grzegorz: udaje,
że nie wie o co chodzi Ja??? Nic! Samsono, czy ja coś mówiłem o tych wszach
Montekich?
Baltazara: groźnie
Do nas pijesz?
Grzegorz: Ja piję??? O tej porze dnia – nigdy!
Abraham: Ty, nie rób z nas balona!!!
Samsona: Balona nie, ale może w konia?
Abraham i Baltazara wyciągają
spod kurtek kije, kastaniety, itp., Grzegorz i Samsona również wyciągają noże
sprężynowe itp. Rzucają się w swoją stronę, gotowi na atak W tym momencie
wchodzi, a właściwie wbiega Benvolia ubrana tradycyjnie, zgodnie z wymogami
epoki, ale trochę awangardowo, np. do sukni glany albo skórzana kurtka, wpada
między zwaśnionych
Benvolia: Przestańcie wariaty! Sami nie wiecie, co
robicie próbuje ich powstrzymać
Wchodzi Tybalt ubrany
klasycznie jak na młodzieńca z tamtej epoki przystało, przy boku miecz
Tybalt: Co? Z nagim mieczem pośród tych zajęcy?
Zwróć się Benvolio, z mych rąk czekaj śmierci! Wydobywa z pochwy miecz
Benvolia: Włóż miecz do pochwy albo razem ze mną
staraj się ludzi szalonych rozdzielić.
Tybalt: Z dobytym mieczem o pokoju prawisz? Tak
nienawidzę z twych ust słów pokoju, jak piekła, ciebie i rodu Monterów. Nie
ujdziesz teraz. Broń się podły tchórzu!
Wszyscy walczą. Benvolia
ucieka za scenę,
a za chwilę słychać sygnał
wozu policyjnego i policyjnego gwizdka. Walczący uciekają. Za chwilę wchodzi
ponownie na scenę Benvolia
Benvolia: Poszli w końcu sobie! Szaleńcy! Lecz gdzie
Romeo? Dzięki ci o Boże, że bez udziału w tym groźnym był sporze!!!
Wchodzi Romeo, ubrany podobnie
jak Monteki: skóra, glany łańcuchy itp.
Benvolia: Witaj stary druhu! Ktoś marnie wygląda. Patrzy na Romea z ciekawością Twe chwile
jakiż żal przeciąga?
Romeo: Brak tego, co by skrócić mi je mogło
Benvolia: Czy miłość?
Romeo: Brak jej
Benvolia:
Jak to, brak miłości?
Romeo:
Tej obojętność, którą pokochałem.
Benvolia:
Ach czemuż miłość, na pozór tak piękna w rzeczywistości sroga tak i twarda!
Romeo:
Miłość to dym jest spłodzony westchnieniem;/W szczęściu – jest w oczach
błyszczącym płomieniem,/w męce – jest morzem, karmionym łez rzeka;/ Jest i
mądrością miłość – szalejącą/ Zatruta żółcią, słodyczą leczącą. Ach, szkoda gadać. Macha ręką Bądź zdrowa kuzynko! Odchodzi,
za nim Benvolia
SCENA II
Wchodzą na scenę pani
Kapuletti i pan Kapuletti – stroje tradycyjne. Wołają Julię wchodzi Julia
Julia:
Słucham, mamo, tato! Kłania się przed
rodzicami
Pan
Kapuletti podchodzi do Julii, głaszcze ją
z czułością po głowie, mówi do żony z wyrzutem:
Kapciu! Kochanie! Przecież ona ma dopiero 14 lat!!!
Julia:
O co chodzi?
Pani
Kapuletti: Damy wysokiej w Weronie powagi,/ młodsze od ciebie, a są już
matkami;/ i jam już była z hrabią moim matką/ w tych latach, w których ty
jesteś dziewicą./ żeby się w tej sprawie zbyt się nie rozciągać/ waleczny Parys
prosi o twą rękę./ Na balu naszym ujrzysz go dziś wieczór/ w twarzy Parysa
rozczytaj się księdze,/ w dziele piękności piórem nakreślonym/ rozważ jak w
rysach pięknego oblicza/ jeden drugiemu piękności użycza/. Czy może Parys jakie
mieć nadzieje?
Julia:
Jeśli w spojrzeniu miłość rozetleje,/ Choć nie przelecą ciekawe źrenice,/ za
twoją wolą wskazane granice. „dyga” przed
rodzicami i odchodzi, rodzice za nią
SCENA III
Trwają przygotowania do balu.
Na scenie pojawia się pan Kapuletti wydaje polecenia, Samsona i Grzegorz podają
owoce, kładą na stole obróz, naczynia itp. Pan Kapuletti nad wszystkim czuwa, w
końcu zadowolony kiwa głową i odchodzi z wszystkimi ze sceny. Po chwili słychać
muzykę – nowoczesne dyskotekowe przeboje, pojawia się znowu Grzegorz, Samsona,
rozmawiają ze sobą trochę tańczą, waza z ponczem, potem oni odchodzą i Grzegorz
nalewa jej ponczu, wchodzą państwo Kapuletti, potem Tybalt, z boku wchodzą
Romeo i Merkucjo (trzeba trochę ściszyć muzykę)
Merkucjo:
Romeo! No nie przesadzaj! Tyle panienek na świecie, a ty stękasz i jęczysz do
jednej! Naprawdę nie wiem, co cię napadło! Przecież jeszcze niedawno
wspominałeś coś o Rozalce. Chodźmy! Kapuletti robią imprę. Pewno sami nas nie
zaproszą, ale mam pomysł jak się tam dostać. Podnosi ( z ziemi?) dwie maski i przykrywa swoją twarz: Maska na maskę! Co mi teraz znaczy, / że
wzrok ciekawy ułomności śledzi? Niech ta maska teraz rumieni się za mnie podaje drugą Romeowi i wchodzą na bal,
trochę krążą po Sali balowej, wchodzi Julia, podaje rękę jednemu z gości
Romeo
zauważa Julię: Któż to?
Ach, jak od wszystkich świateł jaśniej płonie!/ Piękność jej wisi na ciemności
łonie/ Jak perła droga w uszach Etiopa;/ Dla biednej ziemi zbyt kosztowne
lica/Zbliżę się, niechaj dotknięcie jej ręki / błogosławieństwo najemna
roztoczy/ Kochałem dotąd? O nie! Moje oczy/ prawdziwe pierwszy raz ujrzały
wdzięki
Tybalt
rozpoznaje Romea po głosie: To głos
Monteka, jeśli się nie mylę/ Co? Toż ten niewolnik,/śmiesznej postaci maską
przyodziany/ z naszego święta przychodzi tu szydzić? Chce wyciągnąć miecz widzi to pan Kapuletti podchodzi do TYbalta:
Kapuletti: Czego się tak pienisz Tybalcie? Ze stu kilometrów widać, że ktoś ci za skórę
zalazł?
Tybalt: Ten w masce wskazuje na Romea to
podlec Romeo!
Kapuletti:
Proszę cię, teraz zostaw go w pokoju;/wszak nie obraził praw przyzwoitości/ a
prawdę mówiąc, po całej Weronie/ Prawią o jego cnotach i przymiotach/ nie chcę
za wszystkie miasta tego skarby, by go w mym domu spotkała obelga odchodzą w
głąb sceny
SCENA IV
Romeo z Julią za rękę
podchodzi przed scenę
Romeo:
Gdy się me dłonie profanować ważą/ ten ołtarz święty (jak słodka rozpusta!)/Dwa
rumieniące się pielgrzymy – usta,/ ślady dotknięcia pocałunkiem zmażą.
Julia:
Myśl twa zbyt nisko o ręce twej trzyma/ bądź rąk dotknięcia pobożność nie
broni;/ dłoń święci mają, a dotknięcie dłoni/ jest pocałunkiem świętego
pielgrzyma.
Romeo:
Toć jak pielgrzymi święte usta mają.
Julia: mają, pielgrzymie, tylko do modlenia
Romeo:
Pokornych modłów niechże owoc zbiorę. Całuje
Julię. Ust twoi świętość z mych grzech obmywa.
Julia:
Więc grzech ust twoich na moich spoczywa.
Romeo:
Twoich wyrzutów nie zniosę potęgi:/ Oddaj mi grzech mój! Całuje Julię.
Podchodzi służąca Julii.
Młodzi odskakują od siebie spłoszeni.
Służąca:
Pani, twa matka chce z tobą mówić Julia
Odchodzi do matki. Romeo pyta służącej
Romeo:
Kto jest jej matka?
Służąca:
Pani tego domu.
Romeo:
Kapulet jej miano?/ Życie me wrogom na dług zapisano! Ucieka z balu
Wraca do służącej Julia
Julia:
Kim był ten młodzian, co tak czule do mnie przemawiał?
Służąca:
Zwie się Romeo, jest z domu Monteki.
Julia:
przerażona: Wróg najdawniejszy,
najczulej kochany!/Zbyt wcześnie widzian, zbyt późno poznany!/ Dziwny miłości
początek, przez Boga,/ mieć za kochanka domu swego wroga! Ucieka za chwilę wszyscy po kolei wychodzą, muzyka przestaje grać.
SCENA V
Narrator: Namiętność dawna blednieje i kona,/ Na jej
mogile kwiat wyrasta nowy/ Piękność, dla której umrzeć był gotowy,/ Zbladła
już, Julii spojrzeniem zgaszona./Kocha, kochany; pierś mu rozpłomienia/ czar
jej źrenicy; córce przeciwnika/ jak miłość wyzna? A ona połyka/ Ponętę miłość z
haczyka cierpienia./ lecz dziecię wroga jak zbliży się do niej?/ Jakże jej
serca namiętność odsłoni? Kochanka jeszcze mniejsze ma nadzieje/ ujrzeć lubego
ócz ogień, lic róże/ Czas i namiętność da sposób, zaleje/morzem rozkoszy
niebezpieczeństw morze.
SCENA VI
Scena balkonowa rozgrywa się
po prawej stronie sceny
Romeo
obserwuje balkon Julii: Może z ran
szydzić, kto nie mył raniony. W oknie
zauważa Julię, Julia pojawia się powoli na balkonie nie widzi Romea
Romeo:
Lecz cicho! Jakież światło z okna błyska?/ widzę - to wschód jest a Julia jest słońcem./ To pani
moja, to miłość jest moja!/ach gdyby o tym, ach gdyby wiedziała/ mówi choć
milczy/oczy jej mówią, ja oczom odpowiem/ Lecz skąd ta śmiałość? Słowa ich nie
dla mnie/Patrz, patrz jak lica oparła na dłoni!/ Czemuż nie jestem, czemuż
rękawiczką/ by lic tych dotknąć!
Julia
mówi do siebie nie wie, że Romeo słucha:
Romeo, czemuż ty jesteś Romeo!/ Wyrzec się ojca, wyrzec się nazwiska!/ lub
jeśli nie chcesz, miłość mi przysięgnij/ a ja zrzeknę się rodu Kapuletów!/
Wszak tylko imię twe moim jest wrogiem/Cóż jest Monteki? NI ręka, ni noga/
ramię ni lica, ani żadna cząstka/ ludzkiego ciała. Inne weź nazwisko!/ Cóż jest
w nazwisku? Co różą zowiemy/ Pod innym mianem dawna woń zachowa? Romeo porzuć,
twoje przemień imię,/ za miano, które nie jest cząstką ciebie, Weź, weź mnie
całą!
Romeo
wychodzi z ukrycia: Przyjmuję ofiarę!
Próbuje przeskoczyć przez
skrzynię, żeby wejść na balkon, nie może w końcu się wspina jak oferma i razem
z Julią „kładą” się z skrzynią
Julia:
błogim głosem, pozytywnie zaskoczona:
Ach Romeo!!!
SCENA VII
Kochankowie wstają, Julia
poprawia potargane włosy, poprawia sukienkę, Romeo tez poprawia ubranie itp.
Julia:
Już prawie ranek, pragnę, żebyś odszedł/ Tylko nie dalej jak ptaszek dziecięcia
/ które czasami biednemu więźniowi /dozwoli skoczyć w nicianych okowach/ lecz
go jedwabnym przyciąga wnet sznurkiem/ zazdrosne więźnia chwilowej swobody/
Romeo:
Chciałbym być ptakiem twoim!
Julia:
Ja bym chciała!/Lecz bym cię zbytkiem pieszczot mych zabiła./Dobranoc drogi
głaszcze go po twarzy Żegnając kochanka/ powtarzałbym „Dobranoc” do ranka. Romeo odchodzi, Julia też.
SCENA VIII
Scena ślubu. Julia z wiankiem
na głowie, Romeo dalej w skórze, ale ma muchę pod szyją. Gruby, ubrany w strój
mnicha ojciec Laurenty udziela im ślubu. Zza sceny zagrzmiał marsz weselny
Ojciec
Laurenty: Ciszej tam! Przecież o tym ślubie nikt nie wie i nie ma wiedzieć!!! Muzyka zostaje ściszona. Kochankowie
szczęśliwi odchodzą za scenę. Ojciec Laurenty marszczy czoło i mruczy: Żeby
tylko z tego jaki kłopot nie był! Odchodzi
SCENA IX
Wchodzi Merkucjo i Benvolia,
czule do siebie coś szepczą. Benvolia co chwilę głupiutko się śmieje:
Benvolia:
(śmiech) Naprawdę? I znowu rechot.
Och Merkucjo! Chyba mi ściemniasz!!! On
się do niej nachyla i coś jej szepcze znowu ona w śmiech
Wchodzi Tybalt: Dobrze, że was spotykam ptaszki.
Mam z Merkucjem do pogadania.
Merkucjo: z pogardą Stary, odpuść sobie dzisiaj!
Nie widzisz, ze jestem zajęty? I nachyla
się znowu do Benvolii. Ta znowu w śmiech
Tybalt:
Słuchaj chojrak! Na razie proszę po dobroci! Za chwilę będę żądał!
Merkucjo:
rozgniewany, dotknięty zrywa się szybko:
Wiesz co ty możesz? Lepiej się bujaj, jeśli ci życie miłe!
Benvolia:
Wszczynacie zwadę na publicznej drodze/ lub się oddalcie na ustronne miejsce/
albo z krwią zimną i spokojnie mówcie,/ lub się rozejdźcie, ludzie na was
patrzą.
Merkucjo:
Bóg do patrzenia dał oczy, niech patrzą/ nie ruszę kroku dla ich przyjemności
Merkucjo i Tybalt stoją
naprzeciwko siebie, przygotowują się do ataku, dobywają powoli broni
Benvolia:
Oho! Będzie zadyma! Lepiej skoczę po posiłki! Idzie w stronę „kurtyny”, woła Romeo!
Wchodzi Romeo widzi co się
dzieje
Romeo:
Benvolio, spiesz się, rozdziel wściekłe szable!/ Panowie, gdzież jest, gdzie
wstydu uczucie?/Tybalt, Merkucjo, wszak rozkaz książecia/ Zakazał sporów po
Werony placach/ Wstrzymaj się Tybalt – dobry mój Merkucjo!
Merkucjo i Tybalt walczą
króciutko, właściwie dwa, trzy ciosy – Merkucjo pada śmiertelnie rażony na
ziemię.
Romeo
podchodzi do Merkucja bada tętno:
Nie żyje! Wsciekły bierze narzędzie
leżące obok Merkucja i zabija Tybalta w furii ze słowami: Giń
złoczyńco! Uciekają
Wchodzi ksiądz i z Kapulettich
i biorą ciała z podłogi – ciało Tybalta i ciało Merkucja, kładą na koc i
zaciągają za scenę
SCENA X
Wchodzi Julia, z nią służąca
Julia siada na krześle, służąca czesze jej włosy, zaplata warkocze itp.
Opowiada o tym, co się wydarzyło, pochlipuje, załamuje ręce
Służąca:
Tragiczny dzień nastał dla rodu Kapulettich! Twój kuzyn Tybalt nie żyje!
Julia:
Nie żyje? Jak to?
Służąca:
Tybalt zabity, Romeo wygnany/ Romeo jego zabójca, wygnany!
Julia:
Tybalt nie żyje Romeo wygnany/ Ach to wygnany, to słowo – wygnany/ dziesięć
tysięcy Tybaltów zabiło/ Dość było żalu sama śmierć Tybalta/ Lecz straszne
wyrazy: „Romeo wygnany”/ w uszy me wbiegły, samo słów tych brzmienie/ Tybalta,
ojca, matkę, mnie, Romea, / Wszystkich zabija – Romeo wygnany! Chowa
twarz w dłoniach zapłakana. Wchodzi pani Kapuletti.
Pani
Kapuletti: No przestań się już mazać. Tybalt nie żyje, nie wskrzesisz go łzami!
Wiem, wiem! Bolejesz, że ta żmija Romeo żyje. Ale dosyć już złości! Mam dla
ciebie niespodziankę!~
Kiwa dłonią i wchodzi zadufany
w sobie Parys
Parys:
Hello złotko! To ja, twoja nagroda! Bejbe! Twój staruszek oddał mi twoją
słodziutką rączkę uśmiecha się sprośnie,
głupkowato I właściwie nie tylko rączkę, hehehe! Niezła sztuka z ciebie,
malutka! Razem będzie nam jak w niebie!
Julia wstaje wściekła z krzesła i tupie nogą jak
małe dziecko: Ani mi się, śni! Wybij sobie z głowy kreaturo, że za ciebie
wyjdę! I płacze jak dziewczynka:
Mamusiu! Ja nie chcę! Nie chcę!
Pani
Kapuletti: Zwariowała jedna! Ciągnie ją
siłą za scenę Nie gadaj głupot, trzeba się przygotować do ślubu i mówi do Parysa: To tak jak się
umawialiśmy – czwartek przed południem. Nie martw się! Julia będzie na pewno! Wychodzi z Julią, za nią służąca
Parys na odchodnym: zadowolony strasznie z takiego obrotu sprawy i z siebie wyciąga
lusterko i mówi z czułością do swojego odbicia: widzisz przystojniaku! A
myślałeś, że nie ma takiej piękniej, która by pasowała do ciebie! A jednak
Julka niczego sobie. Odchodzi
SCENA XI
Julia wchodzi, patrzy czy nikt jej nie widział,
nie śledził, niepewnie, cicho woła: Ojcze Laurenty!
Wchodzi
Laurenty: Co jest moje dziecko?
Julia:
Dowiedziałam się całkiem przypadkiem, że posiadasz spore umiejętności
zielarskie. Jutro mam poślubić tego narcyza Parysa. A przecież z bardzo
oczywistych względów nie mogę!!! Może ojciec jakoś jest w stanie mi pomóc??? (uśmiecha się miło)
Lauretny:
mam pewien specyfik! Tylko uprzedzam – ta zabaweczka nie jest tania!
Julia:
Zniecierpliwiona: Cena nie gra
roli!!!
Laurenty:
w takim razie - masz to! Wyciąga z
kieszeni ampułkę z płynem. Zażyj jeszcze dziś, a zaśniesz tak twardo, że
wnet przekonani o twej śmierci złożą twe ciało w grobie. Wtedy Romeo będzie
mógł zabrać cię dokądkolwiek tylko zechcesz – on - wygnany, ty – umarła. Aha!
Żadne czeki, tylko gotówka!!! (Julia
wyciąga jakąś kasę bierze ampułkę)
Julia:
trzeba zawiadomić Romea!!
Laurenty:
Zostaw to na mojej głowie! Usługa ta została wliczona w cenę.
Julia kładzie się na łóżku
(materace na środku) i zażywa środek, zasypia. Laurenty przygotowuje się do
wyjazdu do Romea, wyciąga zza sceny malutki rowerek i robi rundkę naokoło
sceny, potwornie sapie
Laurenty:
O Boże!! Chyba nie dam rady!!! To nie dla mnie taka jazda!!! Za stary jestem! Zjeżdżając prawie ze sceny mówi: Na
pewno nie dam rady!!! O kurcze!!! Ale się narobiło!!! Romeo o niczym nie wie!!!
Wyjeżdża ze sceny
SCENA XII
Julia leży, wchodzą pogrążeni
w żałobie rodzice Julii. Kładą obok grobu znicze, zapalają. Przy muzyce
Rodzice odchodzą z płaczem.
Julia leży, wpada na scenę w stanie prawie
obłąkana Romeo: pada do jej ciała:
Romeo:
Więc prawda to! Cóż mi zostaje! Tylko u twego boku szukać wybawienia. Wyciąga ampułkę z trucizną. Patrzy na nią i na Julię: Już za chwilę
znowu ukochana będziemy razem, teraz już na wieki!!! chce zażyć truciznę, ale wpada Parys, który go podsłuchiwał.
Parys:
Dłoń świętokradzką wstrzymaj nikczemniku! Zemstę posunąć chcesz za śmierci
krańce? Podlecz skazany, więźniem jesteś moim, woli mej słuchaj, umrzeć bowiem
musisz!
Romeo:
To się fajnie składa, bo ja właśnie w tym celu…
Parys:
jeszcze śmiesz szydzić?! Stań i walcz! Oto twój koniec!!!
Walczą, ale to Parys pada
nieżywy. Romeo podchodzi znowu do ciała Julii
Romeo:
całuje Julię i mówi: czekaj kochanie.
Już idę do ciebie!. Wypija truciznę i
kładzie głowę na ramionach Julii.
Słowny aptekarzy. Napój skutkuje. Całując umieram. Umiera.
Za chwilę budzi się Julia:
Julia:
O jesteś już najdroższy!!! Patrzy, że
Romeo się nie rusza, że nie żyje, bierze ampułkę po truciźnie Trucizna
sprawcą twej przedwczesnej śmierci? Niedobry! Wszystko wypić i kropelki mnie
nie zostawić! Pocałuję usta, kropelkę na nich znajdę – Kropla ta będzie moją
zbawicielką. Całuje go. Twe usta
ciepłe!!! Zauważa przy Romerze sztylet.
Bierze do ręki. Mówi: Już idę do ciebie! Przebija się i pada na ciało Romea.
Wchodzi na scenę narrator,
którego wypowiedź kończy sztukę (Romeo, Parys i Julia wstają dopiero po jego
mowie)]
Narrator: Dwa wielkie rody w uroczej Weronie
Równie słynące z bogactwa i chwały
Co dzień odwieczną zawiść odnawiały
Obywatelska krwią
broczyły dłonie
Lecz gdy nienawiść pierś
ojców pożera
Fatalna miłość dzieci
ich jednoczy
I krwawa wojna, co z
wieków się toczy
W cichym ich grobie na
wieki umiera
Miłość kochanków śmiercią
naznaczona
Wściekłość rodziców i
wojna szalona
Zerwana późno nad mogiłą
dzieci
Przed waszym okiem na
scenie zleciała
Jeśli nas słuchać
byliście łaskawi,
Błędy obrazu chęć nasza
naprawi.
Opracowała
- Magdalena Borkowska